Thread Rating:
  • 0 Vote(s) - 0 Average
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Religia, wyzniania, sekty
http://pl.wikipedia.org/wiki/Akapit

Asghan:
Co sądzisz na temat eutanazji?
Reply
Za Inkwizycję, krucjaty i inne tego typu błędy jeszcze Jan Paweł II przepraszał (1995 chociażby, ale nie tylko: http://wklej.to/cU7B4/text ). Zauważ, że w średniowieczu Kościół mieszał się w politykę, Państwo Kościelne nie było państwem funkcjonującym jak obecny Watykan, a mocarstwem, walczącym o prymat w świecie. Skoro mieszał się w politykę, posiadał terytorium, armię i miał władzę inną niż władza moralna czy władza duchowa (bo przecież to papież decydował chociażby o koronowaniu króla etc., bywały okresy, że jego władza była ogromna), wiadomym jest, że nie był to pozytywny okres w jego historii.
Państwa przecież nie przyjmowały chrześcijaństwa ze względu na ideologię, a, na przykładzie Polski chociażby, po to, by zyskać prestiż, by dołączyć do wspólnoty narodów chrześcijańskich i móc liczyć na ich poparcie (zabezpieczając się tym samym przed wojną pod pretekstem chrystianizacji ze strony chociażby Cesarstwa, a wiadomym jest przecież, że biskup Magdeburga przymierzał się do chrystianizacji Słowian, więc by uniknąć niebezpieczeństwa, Mieszko I przyjął chrzest od Czechów i już dwa lata później otrzymał pierwsze niezależne biskupstwo, w Poznaniu), oprócz tego przyjęcie chrztu było warunkiem ślubu z Dobrawą. Znany jest także dokument Dagome Iudex z 992 roku. Jednak nie każdy wie, że w dokumencie tym zawierały się postanowienia takie jak nadanie papieżowi posiadłości Mieszka I (czyli ziem polskich) i otrzymanie ich od niego jako lenna. Będąc wasalem papieża, książę zabezpieczył się przed ekspansją niemiecką, czyniąc papieża gwarantem niepodległości państwa polskiego. (co do stosunków Kościoła i Polski w późniejszych czasach, polecam artykuł (właściwie to serię artykułów) "Na celowniku: Polska vs Watykan" z październikowego numeru (nr 10 (67)/2012) "focus historia")
Tolerancja, z łaciny, tolerantia, czyli cierpliwa wytrwałość (ponadto, łaciński czasownik tolerare oznacza wytrzymywać, przecierpieć, znosić), wcale nie oznacza akceptowania wszelkich postaw, nie oznacza popierania homoseksualizmu czy też innych odchyleń od normy. Szanować człowieka i jego poglądy, ok, to jak najbardziej, ale z pewnością nie oznacza to konieczności popierania tego, z czym się nie zgadzamy. Akceptowanie czegoś to zupełnie co innego (przecież po coś istnieje w łacinie słowo acceptatio, czyli sprzyjać, przyjmować). Warto zauważyć różnicę między poszanowaniem wobec czegoś, a akceptowaniem. Kościół jest tolerancyjny, choć wiele osób bez wahania odparłoby, że nie. Dlaczego jest? Odniosę się znowu do łacińskiego tłumaczenia. Cierpliwa wytrwałość. Co to oznacza? Czy nie chodzi o trwanie w tym, co zaczęło się o wiele wcześniej, mimo że świat na każdym kroku próbuje udowadniać, że taka postawa nie ma obecnie racji bytu? Czy nie oznacza znoszenia (ale nie akceptowania, wręcz przeciwnie) tego, co jest sprzeczne z założeniami Kościoła? Walki z tym, ale jednocześnie tolerowania tego? Warto też odnieść się tego, co jest podstawowym obowiązkiem chrześcijanina, czyli do miłości, która oznacza pragnienie dobra drugiej osoby. Czy próba wskazania właściwej drogi nie jest właśnie pragnieniem dobra? Kochać to między innymi akceptować, ale człowieka, nie jego poglądy.
"Ja mam się za osobę tolerancyjną, i toleruję wszystkie orientacje seksualne, wierzenia, kolory skóry, czy gusty muzyczne, dopóki innemu człowiekowi, nie będzie się działa z tego tytułu krzywda." A czy kościół nie? Akceptuje to, co jest dla człowieka dobre, toleruje to. Odmienne orientacje seksualne nie są dobre, są sprzeciwieniem się naturze ludzkiej. Inne wierzenia Kościól toleruje (o ile nie są szkodliwe dla człowieka, więc chociażby satanizm odpada. Nie wyklucza nawet zbawienia innowierców, o ile żyją zgodnie z zasadami swojej wiary itd. Z nietolerancją rasową ze strony Kościoła tym bardziej się nie spotkałam (misje w Afryce chociażby świadczą o czymś wręcz przeciwnym), a jeśli chodzi o muzykę, jeśli zawiera, nie wiem, chociażby treści wiążące się z pochwałą, przykładowo, satanizmu, to chyba oczywistym jest, że Kościół jest temu przeciwny, bo muzyka promująca niewłaściwe 'wartości' (słowa mi brakuje, to nie są wartości, bardziej jakieś antywartości) nie prowadzi człowieka do Boga i nie służy jego dobru. Lista zespołów zakazanych (jeśli chodzi o muzykę), z tego co wiem, nie jest niczym oficjalnym, tak więc niekoniecznie obowiązuje. Znam chociażby księży mających różne preferencje muzyczne.
Reply
Oczywiście, są przypadki naprawdę wybitnych duchownych, jak Jan Paweł II. Co do tolerancji Kościoła, to owszem, tak jest w założeniu. Możliwe, że patrzę na to zbyt krytycznie, ale jednostki z którymi miałem okazję rozmawiać, nie do końca reprezentowały sobą tę ideę. Katechetka, która krzyczała, że za noszenie czarnych ubrań pójdziemy do piekła, ksiądz katecheta uporczywie tkwiący w przekonaniu, że "Murzyn jest zły, murzyn kradnie" świadczy jednoznacznie o nietolerancji rasowej. Jeszcze parę lat temu, byłem osobą wierzącą. Poszedłem do spowiedzi, i powiedziałem, że opuściłem kilka mszy świętych. Ksiądz odpowiedział, że nie udzieli mi rozgrzeszenia, i pójdę do piekła, bo opuszczam spotkania z Bogiem. Dla tego, Kościół jako całość, może rzeczywiście jest rzeczą dobrą, ale kler nie reprezentuje go zbyt godnie.
Reply
To znaczy cytat z Biblii w całej wypowiedzi to właściwie jest chyba tylko jeden, zresztą jest na tyle popularny, że po wpisaniu kilku słów w google od razu odnośnik wyskoczył. Jak już miałam dokładne namiary co do rozdziału i wersetu to po prostu otworzyłam tu gdzie trzeba i przepisałam. Smile Ten cytat o chrześcijaństwie i sprzecznościach jest spisany z jakiejś konferencji o. Adama Szustaka. Dla chętnych można wygooglować, i się trochę porozglądać, bo moim zdaniem się opłaca.
Dla mnie osobiście Kościół jest super. To znaczy, to też przychodzi z czasem. Na początku, tuż po pierwszym impulsie do nawrócenia, że tak to nazwę, też nie potrafiłam tego zaakceptować, że np. w Kościele tak samo traktowane są osoby, które wierzą na serio, i te, które przyjdą raz w roku na święta na mszę, swoje przestoją i mają to w nosie. A z tym, że każdy z nas jest tak samo kochany, to już w ogóle miałam wrażenie, że wokół mnie wszędzie ocean, a ja pływać nie potrafię. I to trwało strasznie długo.
I w sumie w ludzki sposób nadal tego nie pojmuję. Ale już jest łatwiej. Zaakceptować fakt, że wszyscy którzy mnie otaczają - w tym także księża, wśród których mam przyjaciół - to są grzesznicy, a nie święci. Bo świętości nie mierzy się miarą ilości zmówionych zdrowasiek (z czego, aż wstyd się przyznać, zdarza się mi i moim przyjaciołom, zażartować w dość wredny sposób), tylko miarą tego, jak bardzo potrafimy kochać. Bo cała zabawa to polega na tym, żeby tu, na ziemi, postarać się wychwycić w każdym człowieku pierwiastek Bożej obecności. Fakt jest faktem, a prawda prawdą - każdego dnia mijam na ulicy niezliczoną ilość cudów. Uśmiechnięty starszy pan spacerujący słonecznym popołudniem - cud. Grupa dzieciaków, która nie boi się być dziećmi - cuda. Koleżanka z równoległej klasy, która jest zadeklarowaną ateistką i osobą antykościelną - cud. Pan kierowca, który jadąc musi oczywiście ochlapać wszystkich przechodniów - cud. Pani starsza babcia ze spodkiem kosmicznym z antenką na głowie i całym wachlarzem zabójczych spojrzeń - cud. I naprawdę żałuję, że zazwyczaj o tym nie pamiętam, bo jak tak teraz o tym myślę, to tyle cudów przegapiłam, że to aż nieprawdopodobne. W ogóle generalnie strasznie wszystkim polecam tak spróbować ludzi pokochać. I raz na odwrót nie wyszukiwać wad, tylko samych zalet. To jest mega rzeczywistość, ja się w niej czuję przewspaniale. I nie chodzi o to, że wszyscy są doskonali, cieszmy się - no bo nie są. Każdy z nas jest człowiekiem - najdoskonalszym ze stworzeń, ale z grzechem pierworodnym, który strasznie bajeruje w nas to, że jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga. I jesteśmy zepsuci, pokręceni, przemieleni, potłuczeni, generalnie rzecz biorąc to wyglądamy trochę tak jak ten słynny fresk Jezusa w cierniowej koronie po niezbyt udanej renowacji. Smile Jakiś czas temu głośno o tym było na necie, więc ktoś tam może jeszcze pamięta.
Nem już wytłumaczyła, czemu Kościół nie może się na niektóre rzeczy zgodzić. Zresztą, chyba się zdziwisz, ale właściwie to Ty to napisałeś, Elsrevarze. "Ja mam się za osobę tolerancyjną, i toleruję wszystkie orientacje seksualne, wierzenia, kolory skóry, czy gusty muzyczne, dopóki innemu człowiekowi, nie będzie się działa z tego tytułu krzywda." To się dokładnie opiera na tej samej zasadzie. Zresztą sama bym tego lepiej nie ujęła. Cała różnica polega na tym, że Kościół tę krzywdę dostrzega gdzie indziej. Mimo wszystko patrzy głębiej, pod innym kątem, o ile dobrze kminię, bardziej biorąc pod uwagę aspekt wieczności niż doczesności.
O liście słyszałam. Nie czytałam samej listy, ale coś na jej temat, dość ciekawego i moim zdaniem mądrego jest tu: http://malygosc.pl/doc/1330042.Zakazane-piosenki

Doktor Krówcio:
Wielkie dzięki za zwrócenie uwagi, zazwyczaj staram się pamiętać o przynajmniej względnej estetyce wypowiedzi, ale tu to po prostu słowotok się włączył. Smile
Reply
W sumie nie wiem o czym obecnie rozmawiacie ale wtrące się do dyskusji przedstawiająć swój punkt siedzenia.

Czym jest tak naprawde człowiek? to pytanie strasznie mnie nurtuje.
Czy Bóg w którego wierzymy istnieje? jeśli nie jesteśmy tylko składną materią.
Ktoś powie no ale mamy uczucia, które de facto są wynikiem pracy napięć elektrycznych w naszym mózgu.Ktoś powie mamy siłe jesteśmy najpotężniejszym gatunkiem na ziemi zdolnym ją zniszczyć? Ale co wobec wszechświata znaczy zniszczenie materii którą jest nasza ziemia.
Czy tak naprawde różnimy się od innych istot na ziemi które często przez nas cierpią ?
Myśle, że jednak coś wyróżnia nas spośród innych zwierząt na ziemi, jesteśmy zdolni do samorefleksji,zwierzęta częstą potrzebują bata(w przenośni) który sprawi że zrozumieją jak nie należy czy należy robić. Człowiek jest zdolny do zrobienia tego samodzielnie w oparciu o wartości moralne jakie posiadł między innymi dzięki religii.
W sumie nawet jeśli Religia jest tworem ludzkim i nie pochodzi od Boga to zawdzięczamy jej wiele, to dzięki niej np. zabicie drugiego człowieka jest ogólnie pojęte jako złe.
Dawniej gdy nie było religii nic by to nie znaczyło po prostu najsłabszy w stadzie umiera i tyle.Religia zrównała wszystkich ludzi na jeden poziom, nie ma słabszych czy silniejszych, wszyscy są równi bo po śmierci coś(to zależnie od religii), dzięki religii mamy hierarchie BÓG istota wyższa -> ludzie istoty stworzone przez boga (czyli wg niektórych religii mu podległe). Taka hierarchia była potrzebna by ludzie nie czuli wyższości nad inni ludźmi dzięki niej możemy współżyć jak współżyjemy.Zastanawia mnie tylko, czy gdyby technologia umożliwiła całkowite sklonowanie człowieka łącznie z cąłą jego pamięcią to czy powstała osoba, miała by duszę którą defacto uznaje się za cząstkę boską potwierdzająca jego istnienie. Jeśli nie to właśnie powstała istota która niczym nie różni się ode mnie lecz w świetle tego iż ja się urodziłem a nie zostałem stworzony stawia mnie nad tą istotą która myśli i czuje to samo co ja. Dla mnie było by to straszne.
To czy Bóg istnieje, nie powinno być tylko kwestią wiary, dla mnie powinno być to coś oczywistego, bo jeśli Boga(czyli również życia po śmierci) by nie było wówczas życie traci sens, bo jaki sens ma to, że przeżyjemy nasze życie dobrze jeśli wraz śmiercią przyjdzie całkowita pustka, brak myśli, całkowity brak istnienia. Poleciałem może troche dziwnie i nie składnie jednak podsumowując, Wierze w Boga, choć tylko z powodów egoistycznych po prostu nie chce by moje życie skończyło się wraz ze śmiercią. Jakiego Boga uznaje za prawdziwego ? Tego którego wierzą chrześcijanie czy w bogów w których wierzyli niegdyś słowianie, grecy itp. ? na to pytanie nie potrafię odpowiedzieć po prostu wierze że istnieje i kiedyś osądzi nas z wszystkiego co robiliśmy w sposób SPRAWIEDLIWY, i każdy dostanie takie niebo na jakie zasłużył.
Reply
Ja dalej się dziwię, że wam chcę się pisać takie długie posty. Huh Huh
Reply
W takim razie czemu ludzie wybierają pomiędzy sobą, że tak powiem "dowódców"? Którzy nimi kierują? Po co są w takim razie prezydenci, szefowie i różni inni rządzący określoną grupa społeczeństwa? W tych czasach prawie każdy chce być kimś wyżej w hierarchii, tak było, jest i będzie. Żaden Bóg tego nie zmieni i nie zmienił.
Reply
To sztuczne hierarchie. Kiedy mijam na ulicy innego człowieka nie interesuje mnie czy jest on prezydentem, szefem we firmie itp. Są ludzie którzy rządzą bo są ludzie którzy potrzebują rządzącego. Struktury społeczne(np. państwowe) powstały dla dobra jakiejś grupy, po to by ułatwić współżycie. Weźmy 2 sytuacje umiera prezydent, oraz umiera 19 latek z normalnej rodziny, prawdziwy smutek nad ich śmiercią będzie taki sam bo odczuwają go rodzina przyjaciele. Dlatego nie ma znaczenia czy ktoś jest prezydentem czy zwykłym szarakiem. Pozycja w społeczeństwie nie jest wyznacznikiem wartości ludzkiej, jeśli tak uważasz to jest to trochę smutne.
Do władzy najczęściej dążą ludzie z kompleksami niższości Smile jest to potwierdzone wieloma badaniami.
Reply
Ja z kolei pozwolę sobie zacytować jedną z moich ulubionych piosenek.

"Moje życie barw milionem malowane
a każda chwila nazbyt droga
by błądzić między mirażami
dlatego wierzę w siebie, a nie w Boga.
" Closterkeller - Miraż

Co dosyć dobrze odzwierciedla moje poglądy w tej kwestii. Niemniej jednak, wiara to rzecz piękna. Pomaga odnaleźć sens w życiu, ustalić hierarchię wartości. Ja musiałem to zrobić na własną rękę, ale wydaje mi się, że mi się udało. Życie to jedna wielka zagadka. Religia może dostarczyć wielu odpowiedzi, ale jeszcze więcej pytań. Czasem, w trudnych chwilach miło by było pogrążyć się w modlitwie, i wierzyć, że ktoś, tam na górze słucha i rozumie. Powiedziałbym, że jako osoba niewierząca muszę radzić sobie z tym samemu, ale to nie do końca prawda. Jest kilka osób, którym ufam, i zawsze mi pomogą. Na przykład moja dziewczyna, czy przyjaciele pełnią rolę Boga w moim życiu. I jestem szczęśliwy. Więcej mi nie potrzeba. W każdym razie, za życia. Po śmierci - zobaczymy.
Reply
Wierzę w siłę wyższą. Coś co wykracza ponad nasz świat materialny, nasz układ słoneczny, galaktykę, a nawet nasz wymiar i rzeczywistość. Niweluje więc to wszystkie od mało prawdopodobnych do mniej śmiesznych kultów na naszej planecie. Nasza wiedza o tym wszystkim jest jak kropla w tym wielkim oceanie. Piekło? Z pewnością istnieje, tutaj, na Ziemi. Nieważne, kto, nieważne jak, ale prawdopobnie pod koniec naszego życia zostaniemy ze wszystkiego rozliczeni. No chyba że nasza planeta jest miejscem zsyłki wszystkich złych ludzi, którzy po śmierci trafiają tutaj? Może gdzieś daleko stąd jest Raj, osiągalny tylko dla nielicznych. Kto wie.
Reply


Forum Jump:


Users browsing this thread: 2 Guest(s)